czwartek, 4 kwietnia 2013

Zakup moto.

Całą zimę przeglądałem ogłoszenia, fora, nie spałem, myślałem i nie wiedziałem jaki motocykl chciałbym mieć.

Pierwsza była Honda Varadero 125. Na jednym z motocyklowych forów internetowych sprzedawał koleś lekko po szlifie, ale bez przesady. Cena okazyjna bo 3000 zł, za Viaderko z 2004 roku. Jakoś się nie mogłem zebrać żeby pojechać do Bydgoszczy, do tego nie byłem przekonany do 125 i do tego, że sam zdołam ją naprawić i w końcu odpuściłem. Byli tacy do mi doradzali, byli tacy co mówili, że szkoda czasu na 125. Później był pomysł, że kupię ja na działkę i przerobię na "terenówkę", ale w końcu bliżej "wiosny" Honda się sprzedała i problem z głowy.

Na drugi ogień poszedł Suzuki Bandit 650s z 2004 roku, od brata szefa. moto ładne, zadbane. Od pierwszego właściciela. 80 KM na pierwszy motocykl to troszkę za dużo, 4 cylindry i do tego ponad 200kg. Nigdzie nie był wystawiony, więc pomyślałem na wiosnę wrócę do tematu jak nic innego się nie trafi.

Jako trzeci pomysł było BMW F650GS. Fajne enduro turystyczne i do miasta i w trasę i w teren. Co było nie tak z beemką? Otóż raz, że jest trochę wysoki, a dwa, że fajne egzemplarze cenione były na ok 15 tys, a to była kwota poza moim zasięgiem. Beemka poszła w niepamięć.

Później pojechałem na urlop i odpuściłem trochę temat, ale wracając postanowiłem, że pora nabyć wymarzone dwa koła. W końcu była już połowa marca, w górach powoli zapowiadała się wiosna.
Jak wróciłem rzeczywiście zrobiło się +12, a chwilami nawet więcej. Śnieg stopniał więc nadejszla wiekopomna chwila...

Od zawsze Suzuki GS500 mi się podobał, zarówno wersja z owiewkami jak i bez. Stwierdziłem, że daleko nie będę jeździł więc wyszukiwałem tylko aukcje z Warszawy i okolic.  Pierwszy jaki wziąłem pod lupę był to czarny naked, od pierwszego właściciela. Kupiony w polsce, serwisowany, po prostu ideał. Telefon do właściciela w piątek, kilka pytań, więcej zdjęć na mailu. No ideał! Niestety w piątek już ktoś był umówiony na oglądanie i Suzuka się sprzedała, więc nie było co oglądać.

Następny był taki sam jak mój, od dziewczyny z okolic Warszawy, ale jak już zadzwoniłem znów ktoś był umówiony na oglądanie i drugie Suzuki zostało sprzedane.

Ja tak łatwo się nie poddaję, w weekend ustawiłem powiadomienie o nowych aukcjach GS500 w Warszawy w międzyczasie przeglądając aukcje i rano w poniedziałek pojawił się. Oto i jest Ci mój motur. Z rana od razu za telefon mając doświadczenie z dwóch poprzednich sytuacji i umówiłem się na oględziny po południu. Byłem na szczęście pierwszym oglądającym. Gówno się znam, ale po drodze wstąpiłem do bankomatu i wziąłem 500 zł na ewentualną zaliczkę. Pozaglądałem gdzie mi przyszło do głowy, a że zrobiła się szarówka to na jazdę próbną się zwyczajnie nie odważyłem. Nie znalazłem nic, co by było nie w porządku, więc wpłaciłem zaliczkę i umówiłem się, że przyjadę za 2 dni po odbiór. Chyba, że coś będzie nie tak to trudno zaliczka przepadnie. Za te 2 dni wziąłem znajomego co już nie jeden motur zjeździł, żeby też wszędzie pozaglądał, przejechał się. Stwierdził, że sprzęt jest ok, ma na oko rzeczywiście te 13 tysięcy przebiegu. Niestety Pani właścicielka była dobra w negocjacjach i spuściła tylko 200zł z ceny więc finalnie zapłaciłem 6.800.

Kumpel przyprowadził motka do garażu, bo już było zimno, ciemno i do domu daleko. Na następny dzień przyszła zima, słońce się schowało, zrobiło się grubo na minusie i jak na razie zrobiłem dwie rundy w garażu podziemnym.

Czekam na lepszą aurę, resztę ciuchów (buty i spodnie) już wybrałem i czekam na dostawę i zaczynam przygodę z motocyklizmem i Suzuki GS500F, rocznik 2004. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz