Miało być 50 km, a wyszło 150. Miała być krótka niedzielna przejażdżka przez Konstancin do Góry Kalwarii i spowrotem do Warszawy, ale wyszło troszkę dalej. Nawet nie zabierałem tankbaga. Portfel, telefon i w drogę. Do góry Kalwarii jakoś szybko poszło, dalej wpadłem na 50 do Grójca i zrobiłem pierwszy postój na zatankowanie coli. Zrobiło się bardzo ciepło, więc pora odpalić klimatyzację. Wypiąłem przedni panel z kurtki, tylko co ja z nim zrobię? Przecież suczysko nie ma żadnego schowka? Aaa przecież mam z tyłu w kurtce dość pokaźnych rozmiarów kieszeń. Więc panel klimy wylądował w tylnej kieszeni i jedziemy. Dalej 50, nawet nie taka tragiczna ta droga, dobry asfalt i w niedziele nawet tirów nie było. Miałem odbić w prawo na 683, ale oczywiście zagapiłem się i pojechałem dalej. Następny zjazd był na miejscowość Sułkowice, szybkie spojrzenie na mapę. Przecież dojadę do 683, cały czas prosto i będę. Tylo nie przewidziałem, że może skończyć się asfalt, ale google maps widziało tą drogę, a że nie była bardzo dziurawa więc po szutrze wreszcie dotarłem do planowanej wcześniej trasy. Trasa kręta, ale niestety ja jeszcze się boję szybko wchodzić w zakręty to raz, a dwa, że na wioskach zawsze leży piasek i raz już wpadłem w poślizg na takim piasku i więcej już nie chcę. Dojechałem do Prażmowa i co dalej? W prawo do Piaseczna i do domu czy w lewo do Grójca. Jechało mi się super więc w lewo. I tak dojechałem do Grójca i miałem dalej jechać przez wioski, ale bateria w telefonie słaba więc postanowiłem przejechać się dwupasmówką. W końcu takimi drogami też trzeba czasami pojeździć. I tak dojechałem przez Raszyn, a później przez Dolinkę Służewiecką do domu.


Po przyjeździe do domu odkryłem, że moje miejsce postojowe ma wieszak na kask.
Ponieważ było gorąco i sagan troszkę się spocił postanowiłem rozebrać kask w celu wyschnięcia. Shark Vision - R rozebrany prezentuje się tak:
Być może jeszcze w tym tygodniu przekroczę 2000 km zrobione na moto. Brakuje około 100 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz